Rzadko piszę o kartach dnia. To bardzo subtelne energie, nie mają tak klasycznego/archetypowego znaczenia. Inaczej odczytujemy kartę na dzień, inaczej na tydzień/miesiąc/rok.
Dziś miałam Rycerza Buław. Oto mój dzień
Po obudzeniu: napisałam kilka zaległych emaili, powysyłałam zdjęcia. Zaraz po śniadaniu - telefon od brata (nota bene znak zodiaku baran-ognisty), za godzinę będzie w pobliżu i chce nas odwiedzić. Zgadzam się (rycerz b. często pokazuje więzy krwi, krewnych, ludzi którzy dobrze nam życzą).
Kończę rozmowę i zryw, ogarniamy szybko mieszkanie na tę niespodziewana choć zapowiedzianą wizytę, ledwo zdążyliśmy usiąść przychodzi brat.
Od progu brat bierze sprawy w swoje ręce (rycerz - lubi wydawać rozkazy, choć zazwyczaj jest podwykonawcą) i każe sobie przynieść miarkę, mamrocze pod nosem i pełen entuzjazmu opowiada że niedawno kupił sobie taśmę led do kuchni i chce kupić dzieciom do pokoju. Zaczyna planować i mierzyć, w końcu nakazuje mi wyszukać przedłużacz a sam, zabiera dzieci i jadą kupić taśmy.
Dzieci są podekscytowane i szczęśliwe, będą wybrać kolory świateł. Brat zabiera je na przejażdżkę do pobliskiego sklepu z oświetleniem, jadą bez fotelików (pośpiech, brak rozwagi), na szczęście bardzo szybko wracają. Tymczasem ja szukam przedłużacza, cała spocona i w stresie, bo brat ma raptem 30min i musi iść do pracy. Wracają, ja w ostatniej chwili odnajduję ten nieszczęsny przedłużacz.
Okazuje się że niepotrzebnie, taśma led będzie "zmontowana" jutro (rycerze zazwyczaj pokazują proces, coś trwa, coś swój zenit dopiero osiągnie, to czas przygotowań do.. ). Brat wypada jak strzała, dzwoni telefon: mama (zodiakalny lew), za chwilę będzie u nas. Szybko szykuję się do jej przyjęcia, robię obiad, jakieś porządki. Nie posiedziała długo, kiedy wychodzi dzwoni dzwonek do drzwi - koleżanka Asi z piętra poniżej, właśnie przyjechała do babci i odwiedza A. Bawią się raptem kilka chwil. Musimy iść do sklepu, zanim dochodzimy do sklepu zaliczamy 2 place zabaw. Wracamy do domu, posiłek i wraca J. - szybko decyzja, ma odwieść garnitur do pralni, oczywiście dzieci chcą towarzyszyć, jedziemy. W drodze powrotnej coś dziwnie "kołacze", oddajemy więc samochód do warsztatu i wracamy na piechotę. Niedługo czeka nas wakacyjny wyjazd i trzeba odpowiednio przygotować pojazd do drogi. Wieczorem, po kolacji w końcu siadam i zamiast się zrelaksować, tworzę plan podróży, czyli co, gdzie, kiedy - szukając fajnych miejsc "na mapie". Jako wisienka na torcie: szybki post (pisany na kolanie, dosłownie), może do północy zdążę :)
Podsumowując: bardzo aktywny dzień, ale pozytywny. Byłam gotowa do działania, reagowałam bez zbytniego zastanawiania się i byłam "na tak". Dzień dosyć niespokojny, ale sympatyczny, trochę nerwów było, myślę że spowodowanych pośpiechem i temperaturą (mega gorąco). Dzień pędził szybko, szybko zleciał, pędziłam z prądem i był bardzo intensywny, wymagał uwagi gdzieś "poza mną" (nie miałam czasu dla siebie). No i mój brat - dziś ewidentnie pokazał się w tej karcie - pełen inicjatywy, gotowy wszystko zrobić i to na już! Co jeszcze.. dobrze że nie planowałam nic wielkiego na ten dzień, w tym dniu nie da się planować i realizować, raczej należy iść na żywioł, to do nas ktoś będzie pukał i nas zapraszał, coś proponował, gdzieś wyciągał. Trzeba było nadążyć za zmianami.